Anne with an "e"
Ania z Zielonego Wzgórza, lektura lat młodzieńczych i duży sentyment w dorosłości. Książki, do których chętnie wracam i seria filmów z Megan Wollows. Bardzo lubiłam je oglądać, nawet enty raz. Oczywiście zastanawiałam się nad nowszą wersją filmów o Ani, ale jednak trudno dorównać dobrej ekranizacji. Netflix postanowił jednak spróbować. I jak wyszło? Cóż...
Uwielbiam tę nową wersję Ani! Niezwykła młoda aktorka, która mnie zachwyca swoją grą, ciekawi aktorzy, piękne krajobrazy. Spokojna narracja przedstawiająca różne aspekty życia Ani, jej bliskich, przyjaciół, ludzi z otoczenia. Oczywiście to adaptacja i nie wszystko musi się zgadzać z książką, nigdy tego nie wymagam od ekranizacji, bo to zawsze wizja konkretnej grupy ludzi i nie musi się zgadzać z moimi odczuciami.
Przyznam, iż przy pierwszych odcinkach łza się w oku kręciła, momenty gdy patrzyliśmy na chwile rozterki i szczęścia bohaterów tak pięknie ujętych. Niespiesznie, by widz również mógł się nad tym zastanowić i właśnie to mnie najbardziej w tej produkcji urzeka, nie pędzimy z materiałem, bo przedstawienie ludzkich uczuć jest równie istotne. Nie wiem jak wy, ale każdy odcinek był dla mnie przygodą, również emocjonalną.
Na co jeszcze zwróciłam uwagę? Szorstkość i surowość krajobrazu, ludzi, ubrań. Ciekawe, nieszablonowe ujęcia np. kadr przez szybę, lustro, czy z jakiegoś ciekawego skosu, który tworzył klimat w scenie. Tak jak uwielbiałam bohaterów w starej wersji Ani, tak uwielbiam tych młodych, bo wykonali kawał dobrej roboty. Oczywiście sentyment pozostanie, ale Anię się po prostu kocha za to jaka jest i co wniosła do naszego życia: wyobraźnię, temperament, marzenia, odwagę, upór i tę wiarę w świat i ludzi.
Poza tym Gilbert też dobrze się zapowiada. Mam nadzieję, że jednak nie poprzestaną na pierwszej serii i wrócimy do przygód Ani, nie Anny :)
A jakie są wasze wrażenia i odczucia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz