sierpnia 27, 2018

Remigiusz Mróz "Świt, który nie nadejdzie"

Remigiusz Mróz "Świt, który nie nadejdzie"

Mrrr... Jazz! Mrrr... Ernest! Mrrr... Stara Warszawa! Mrrr... Mróz! A teraz poważniej. Za każdym razem, gdy bohaterowie wkraczali do "Mokradła", odpalał mi się czarno-biały kadr z filmu. Widziałam to zadymione pomieszczenie, pełne podejrzanych typów i w tle jazz... Sam jazz by mi wystarczył, ale "Mokradło" właśnie kojarzy mi się ze starym gangsterskim filmem. I Wołyniak do tej scenerii pasuje idealnie.

Obok Gerarda z "Behawiorysty", Ernest jest moim ulubionym bohaterem. Może przez charakter, małomówność czy nietuzinkowe imiona, ale Panowie zostaną ze mną na długo. Takich bohaterów chcę więcej, z przeszłością, częściowo pogodzonych z przyszłością, chwilowo zbyt łatwo przyjmujących ciosy, jednocześnie będąc niezwykle magnetycznymi osobowościami. Gdzie ja takich jeszcze znajdę!

Teraz od początku.
Przynajmniej Ernest "Wołyniak" Wilmański chciał zacząć od początku. Anonimowo. W innym mieście, z dala od przeszłości. Ale chcieć to sobie można. Ostatecznie trafił z jednego bagna do drugiego. Moim zdaniem z dachu pod rynnę. Powoli znów piął się hierarchii nowej grupy przestępczej i przypominał sobie czemu zrezygnował wcześniej. Ale przeszłość zawsze da o sobie znać i nawet w starej Warszawie upomniała się o Wołyniaka. 


Aaa... Zapomniałabym, jeszcze kobieta. W sumie w przypadku Wołyniaka - dwie. Wyszczekana małolata, którą wziął pod opiekę w Warszawie, bądź ona jego, bo tylko w kłopoty potrafił się pakować. I policjantka wierząca w ideały itd., czyli problematyczna kobieta. Ale życie bez kobiet bywa nudne, a na nudę Ernest nie mógł narzekać na żadnym polu swego życia. Jaką cenę przyjdzie mu zapłacić za swoje marzenie o nowym życiu? 

Mimo iż skończyłam tę książkę, dźwięki jazzu jeszcze będą za mną długo kroczyć. A zakończenie, cóż uwielbiam takie! Jest jak Ernest, z nutą nadziei.

sierpnia 15, 2018

Widmark Martin, Willis Helen "Tajemnica biblioteki" "Tajemnica pożarów"

Widmark Martin, Willis Helen "Tajemnica biblioteki" "Tajemnica pożarów"


Seria książek "Biuro detektywistyczne Lassego i Mai" jest skierowane do młodszego czytelnika i dziesięciolatki naprawdę chętnie czytają te książki. Dla mnie to jest najlepsza rekomendacja, gdy dziecko samo, bez przymusu przychodzi po kolejne tomy do biblioteki. Zaciekawiona postanowiłam przeczytać jedną. Przeczytałam już trzy! 

"Tajemnica biblioteki" mnie zaskoczyła rozwiązaniem. Może gdybym czytała je tak jak zostały wydane, może zdziwienie byłoby mniejsze. Wracając jednak do treści. Z bibliotecznej czytelni znikają cenne woluminy. Bibliotekarka w panice, gdyż ktoś je kradnie i przechodzi bez problemu przez bramki z alarmem. Podejrzanych jest trzech: elektryk, pastor i pani naukowiec. Stali bywalcy biblioteki! I kto jest złodziejem? 


Książki nie są długie, ale oprócz zagadki kryminalnej, autorzy przemycają tutaj informacje o funkcjonowaniu biblioteki, zasadach korzystania ze zbiorów, zabezpieczeniach wprowadzanych w budynkach z cennymi książkami itd. Jest to wiedza istotna, przekazana w ciekawy sposób. Książka sprawdziła się u nas na nocy w bibliotece, gdzie dzieci słuchały historii podzielonej na trzy części i co dwie godziny odkrywały kolejne dowody zbrodni, aż do rozwiązania zagadki. Informacja zwrotna - podobało się!

Drugą książką jest "Tajemnica pożarów" przybliża rolę i zadania strażaków i ekspertów przeciwpożarowych. Którego dzieciaka nie interesuje zawód policjanta, strażaka? Tutaj poznajemy podział jaki panuje w straży, o to jak dbają o sprzęt, mundur. Później poznają rodzaje gaśnic i zasady bezpieczeństwa, czyli informacje jak najbardziej przydatne. Potem należy jednak rozwiązać zagadkę. Kto stoi za pożarami i kradzieżami. Haczyk polega na tym, że nie ma podpalenia, wszystkie pożary wyglądają na samoistne. Ha, ha. I jeszcze kradzieże! Zawsze znika jedna z najcenniejszych rzeczy!


Dobrze się bawiłam czytając te książki. Moi mali czytelnicy uwielbiają rozmawiać o tych książkach i nawet teraz w okresie wakacyjnym przychodzą po kolejne tomy! Czego można chcieć więcej. W serii jest około 30 książek i chyba też je przeczytam, a co! Oprócz ciekawych historii, mamy informacje z różnych dziedzin, które poszerzają wiedzę młodego czytelnika (dobra, starszego też:P).

czerwca 19, 2018

Maria Krasowska "Banda niematerialnych szaleńców"

Maria Krasowska "Banda niematerialnych szaleńców"

Widzę ducha, słyszę ducha - chyba jest ze mną coś nie tak! Podobne myśli miał Danny Moon, gdy zobaczył pierwszego ducha-pirata. Jednakże jako nastolatek, który miał na sumieniu kilka guwernantek (może więcej niż kilka) postanowił to wykorzystać... W szkole! Jako nowy uczeń z zagranicy, nie radził sobie najlepiej w nowym otoczeniu. A szkoła nie była tak fajna jak to sobie wyobrażał. Ale kto ma ducha po swojej stronie zwojuje świat!

Tej samej myśli był także zły bohater książki, który postanowił wykorzystać duchy i w dodatku bez ich zgody. Ucierpiał również duch pirata, którego Danny lubił i postanowił pomóc duchom. I przeżyć przygodę. Ile razy podczas akcji ratunkowej chłopak wyraził, jak bardzo cieszy się na przygodę życia. Innego zdania była jego kuzynka Aneta, która przy pewnym progu niebezpieczeństwa, chciała zrezygnować. Ale kuzyn sam się nie uratuje. 


Trochę mieszam w opisie, bo tę książkę trzeba przeczytać, żeby przeżyć przygodę, żeby poprawić sobie humor i przypomnieć sobie jak to jest być dzieckiem. Kto śledzi vloga Marysi wie jaką żywiołową dziewczyną jest, z jakim entuzjazmem opowiada i to właśnie czuć w tej książce. Jej energię, jej zachwyt i chęć przygód. Myślę że w naszym życiu jest właśnie odpowiednikiem Danny'ego. Książka skierowana do młodzieży, ale czytajcie, poprawcie sobie humor, znajdzie w sobie dziecko, które pragnie przygód! 

Z nadzieją, że Danny przeżyje więcej przygód! 


czerwca 13, 2018

Agata Widzowska "Psierociniec"

Agata Widzowska "Psierociniec"

W "Psierocincu" poznajemy psiaki, które z różnych powodów straciły dach nad głową. Jedne zostały porzucone, inne zabrane z powodów zaniedbań, ale łączy je jedno, chcą odnaleźć nowy dom. W takich okolicznościach poznajemy Remika, psa poetę. Remik znajduje przyjaciół w Psierocincu i wierzy, że dla każdego z nich będzie szczęśliwe zakończenie. A jako poeta, tworzy wiersze o swoich towarzyszach niedoli, a każdy pies dla którego stworzył wiersz, odnalazł dom. Jednak w pewnym momencie zastanawia się, czy gdy stworzy wiersz dla siebie, również odnajdzie nowy dom. Czy znajdzie się odpowiednia rodzina dla psa-poety?

Książka przybliża nam realia schronisk, warunki życia zwierząt, mówi o możliwościach wolontariatu czy imprezach wspomagających adopcję. W kolejnych wierszach poznajemy również podstawowe obowiązki posiadania psa, czyli jedzenie, spacery, higiena, wizyty weterynaryjne. Autorka w niezwykły sposób przedstawiła świat zwierząt, które znalazły się na "zakręcie życiowym" i czekają na nowe domy, rodziny, które je pokochają. Widzowska połączyła prozę z wierszami urozmaicając i podkreślając ważniejsze elementy przedstawianej historii. A całość okalają piękne ilustracje autorstwa Małgorzaty Pietralik. Kilka z nich podrzucam poniżej.





czerwca 08, 2018

"Biuro M" Magdalena Witkiewicz i Alek Rogoziński

"Biuro M" Magdalena Witkiewicz i Alek Rogoziński

Książki Magdaleny Witkiewicz dla mnie są świetne, lubię do nich wracać, bo poprawiają mi humor, bo są lekkie, ale zawsze coś tam przemycą do przemyślenia. Po prostu lubię ten styl. Współautorstwo to już inna bajka, raz wyjdzie, innym razem nie. Wiem, że to już kolejna książka napisana przez duet Witkiewicz&Rogoziński, ale dla mnie to pierwsze spotkanie. Słyszałam, że fajna, dobra, ten duet się sprawdza itd. To czytam i ja.

Pierwszym rzutem poznajemy Baśkę, oj ta to ma "nieszczęście" wpisane w swój byt. Trzech narzeczonych, trzech Michałów i każdy poszedł do innej kobiety, ale do tej samej... Mieć taką koleżankę to prawdziwy skarb, mówię wam. Teraz trochę poważniej, dziewczyna ma dość mężczyzn, ludzi, a na pocieszenie dostaje kota (który nie przejawia specjalnie przywiązania i sympatii, do nikogo). Basia mimo że nieszczęśliwa, trochę pod przymusem losu znajduje pracę w biurze matrymonialnym. I postanawia wykorzystać swoje informatyczne zdolności, żeby rozwinąć firmę. 

Drugim rzutem jest Jacek. I co tu o nim powiedzieć... Znacie ten typ. W życiu zawsze mu coś nie wyjdzie, coś spieprzy, o czymś zapomni, ale jego urok osobisty i płeć piękna mu pomogą (zawsze). On też trafia do biura matrymonialnego, jako pracownik, bo z kobietami to on sobie radzi. Ale się jeszcze chłopak zdziwi... 

Wreszcie mamy Biuro M. i resztę nietuzinkowych bohaterów. Szefową - ostrą brzytwę, ale w sumie przymykającą oko na zachowania pracowników, dopóki nie grozi to nuklearną katastrofą. Wróżkę, która uwielbia się kłócić z zielarzem. Jak oni pracują w jednym budynku, na jednym piętrze? Mam wrażenie, że autorzy tworząc tę książkę, zaczerpnęli co nieco z własnej współpracy. I wyszło całkiem zabawnie.



Spodobało mi się zakończenie, rzadko się zdarza. Niby happy end, ale jednak czy na pewno? Dla stałych czytelniczek Magdy i Alka jest jeszcze jeden smaczek przewijający się podczas lektury. Otóż, akcja dziejąca się w Miasteczku, odkrywa  przed czytelnikiem (częściowo) dalsze losy dobrze znanych postaci z poprzednich książek Witkiewicz, a nawet sięga do postaci stworzonych przez Rogozińskiego. I teraz mam ochotę przeczytać ich pierwszą wspólną książkę. Ktoś coś?

maja 28, 2018

Remigiusz Mróz "Nieodnaleziona"

Remigiusz Mróz "Nieodnaleziona"

Do Mroza mam sentyment, jako postaci historycznej (dzięki studentom, a raczej studentkom). A tak poważnie, przyznaję jego serii  nie czytałam. Za to "Behawiorysta" i "Świt, który nie nadejdzie" zrobiły na mnie dobre wrażenie. O pierwszej już pisałam, druga książka niestety jeszcze czeka... "Nieodnalezioną" przeczytałam dzień po jej premierze, w dodatku zarwałam przez nią noc. Czemu piszę o niej dopiero teraz? Bo dużo się w niej działo, może chwilami za dużo.

Książka porusza temat istotny, który mimo wszystko jest spychany na boczne tory. W końcu przemoc nas nie dotyczy. Nieważne czy mówimy o przemocy fizycznej, psychicznej, odpychamy to jak najdalej, bo jeszcze wywołamy wilka z lasu. Ale ona istnieje i potrafi przejść nasze wszelkie wyobrażenia. Dlatego znalazłam w "Nieodnalezionej" to co lubię w książkach Remigiusza, czyli dosadny, brutalny opis sytuacji. Można poetycko opisać niemal wszystko, ale czasem trzeba krótko i brutalnie przedstawić coś, co dla wielu trwa wieki. To było raptem kilkaset stron, a wzbudziło tyle emocji i dyskusji. Sceny zbyt brutalne, nierealistyczne, jak ona mogła się podnieść bo tylu uderzeniach itd. Sporo tego było, ale człowiek postawiony pod ścianą, walczący o życie, naprawdę jest zdolny do wielkich czynów. Nie zawsze tych dobrych, często tych złych, ale w walce o przetrwanie, nie wiemy jak się zachowamy. Wielu może potępiać decyzje Kasandry, ale czy ktoś chciałby je podjąć za nią?

Tylko ten nieszczęsny Damian. Przykro było czytać jak się miota i żyje z poczuciem winy, że nie potrafił ocalić swojej ukochanej. Potem ta iskierka nadziei, że ją odnajdzie. Tutaj akcja szybko się rozwinęła, mimo wielkich krzyków, że od początku wiadomo było jak to się skończy, a autor ślepo go poprowadził na..... (każdy kto przeczytał wie gdzie). Ale tutaj pojawia się inny problem, ktoś kto chce wierzyć, uwierzy we wszystko. I osobiście jestem ciekawa dalszych losów Damiana, dla mnie postaci wyjętej z dramatu szekspirowskiego. Ile ja przy nim kręciłam głową, powtarzając "naprawdę w to uwierzyłeś?". Jednakże innego zakończenia dla niego nie potrafiłam sobie wyobrazić. 

Tak podsumowując to zakończenie mi się podobało. Jakkolwiek to zabrzmi, bo było wielce prawdopodobne. A w takich książkach preferuję realistyczne zakończenia, zamiast cukierkowych. "Nieodnaleziona" ma wady, można by ją pewnie też inaczej napisać (rozwinąć niektóre wątki), ale zainteresowała mnie i przeczytałam ją w jedną noc. A od stycznia minęło już trochę czasu, a bohaterowie nadal niewyblakli w pamięci.  

maja 18, 2018

Antonina Kasprzak "Wiłka smocza dziewczynka"

Antonina Kasprzak "Wiłka smocza dziewczynka"

Ciekawość i bezpośredniość dziecka przypomina nam dorosłym, że sami kiedyś zupełnie inaczej patrzyliśmy na świat. Pola i Bułeczka nagle znalazły się w zupełnie dla siebie nowej sytuacji. Ich mama trafia do szpitala, a tato ma pracę, przez którą często musi wyjeżdżać. Dziewczynki posmakują wolności i ogromnej dawki odpowiedzialności za siebie i innych. Pomimo własnych problemów, dostrzegają problemy innych, dokładniej pewną smutną dziewczynkę, która z jakiś powodów jest trzymana przez matkę w domu. Siostry zaprzyjaźniają się z niezwykłą dziewczynką Wiłką i postanawiają jej jakoś pomóc.

Okazuje się że Smoczyca (jak nazwały matkę Wiłki dziewczynki) jest wiłą, postacią którą znamy z legend i opowieści. Wiłka natomiast jest w połowie człowiekiem po ojcu, którego nie zna. Jednak to właśnie był powód wygnania kobiet z rodzinnych stron. Okazuje się, że tęsknota za rodziną i tradycjami przesłania Smoczycy ból i przykrości jakie przysparza córce. Zamknięcie w domu ma chronić dziewczynkę przed nietolerancją i innymi zagrożeniami świata zewnętrznego. Dodatkowo Wiłka ma opanować tradycyjny taniec wił, aby pokazać się na konkursie. Kobieta nie dostrzega szkód wywołanych swoim zachowaniem, cierpienia dziecka. W końcu spełnianie własnych marzeń za pomocą swych dzieci nie jest niczym nowym. Dopiero interwencja z zewnątrz i determinacja Poli i Bułeczki zmuszają Smoczycę do zastanowienia się nad tym co najlepsze jest dla Wiłki. I że rodzice powinni swoje marzenia sami realizować, a nie zmuszać do tego własne dzieci.


Książka niezwykła, przeznaczona dla dzieci, którzy są najsurowszymi recenzentami. Porusza problemy iście dorosłe, z którymi dzieci też często muszą się mierzyć. Strach przed zmianami, czy odrzuceniem, inność, samodzielność i spełnianie marzeń - małe wielkie rzeczy przed którymi staje każdy z nas. A w dzieciach jest coś takiego, że zawsze szukają szczęśliwego zakończenia, a którym dorośli często zapominają, wybierając mniejsze zło. Dlatego książkę polecam dzieciom i dorosłym, bo nigdy nie jest za późno.

lutego 03, 2018

Mindhunter & Manhunt: Unabomber

Mindhunter & Manhunt: Unabomber

Kryminały ogólnie wiodą ostatnio prym wśród książek, filmów czy seriali. Czasem się zastanawiam czemu coraz chętniej sięgamy po kolejne zbrodnie? Czemu zanurzamy się w biografiach zbrodniarzy? A potem odpalam kolejny serial, teraz padła kolej na "Most nad Sundem". Netflix szaleje i tworzy produkcje przez które mam ciągłe zaległości w obowiązkach domowych. Wracając jednak do tytułu wpisu: Mindhunter i Unabomber to seriale, które w ostatnim czasie budziły spore zainteresowanie.  

W Mindhunterze nie odnajdziemy wartkiej akcji, dynamiki i szybkich rozwiązań. To serial, który rozwija się powoli, daje czas odbiorcy na zastanowienie się. Główny bohater Holden bywa momentami irytująco mdły, jednak z każdym odcinkiem jego postać się rozwija, staje się pewniejszy siebie. Ta pewność pojawia się z kolejnymi rozmowami jakie przeprowadza z więźniami wraz ze swoim partnerem Billem. Jednakże innym ważnym elementem jest druga strona jego przemiany, gdzie staje się bezwzględny, nie widzi problemu w podburzaniu psychopatów i socjopatów, z którymi rozmawia. Zaczynają go uwierać normy agencji, kompletnie zostaje pochłonięty przez swój pomysł i widz zaczyna się zastanawiać, jak wiele jeszcze będzie wstanie dla niego poświęcić. 

Pierwszy sezon rozbudza apetyt na kolejne, mam nadzieję, iż się pojawią. Gdyż naprawdę zastanawia mnie jak ogromny wpływ na człowieka (nawet tego wyszkolonego) ma obcowanie z psychopatami i socjopatami. W końcu ostatnio tyle teorii jest o cechach psychopatycznych, które pomagają w karierze m.in. lekarzom, prawnikom, finansistom itd. A poza tym czeka mnie jeszcze książka "Mindhunter", która już leży na półeczce. 

"Manhunt: Unabomber" zostawił mnie w pewnej rozterce. Oparty na faktach serial przedstawiał proces rozpracowywania Unabombera, kolejne jego zbronie, były brutalne i wymierzone w niewinnych ludzi. Manifest Unabombera wzbudzał podział wśród społeczeństwa i kadry agencji. W połowie serialu widz uświadamia sobie jak okropnych rzeczy dopuścił się Unabomber i jest pewny że powinna spotkać go kara, aż do momentu, w którym poznajemy jego historię. I tak twórcy zmuszają nas do zastanowienia się nad postępowaniem ludzi, nad tym kto jest potworem w prawdziwym życiu. Ja nadal się zastanawiam stojąc na czerwonym świetle, czy dobrowolnie się zniewoliliśmy w XXI wieku.

Żadnych zbrodni nie popieram, czasem nawet nie jestem pewna czy kara jest adekwatna wobec czynu jakiego się dopuścili przestępcy. Jednakże nie ulega wątpliwości, iż w XXI wieku, przejawiamy duże zainteresowanie wszelkimi odstępstwami od normy, szczególnie interesują nas  psychopaci i socjopaci. W końcu niejeden z nich ma swoje funcluby.

stycznia 23, 2018

"Ocean na końcu drogi" Neil Gaiman

"Ocean na końcu drogi" Neil Gaiman

Wspomnienia i pamięć są niezwykłe. Czasem nie potrafimy sobie czegoś przypomnieć, staramy się z całych sił i nic. Innym razem siedzimy sobie na ławeczce i wszystko wraca. Są miejsca, które wywołują nasze ukryte wspomnienia. Tak jest w przypadku naszego bohatera, jadąc nad ocean, powracają do niego wspomnienia.

Narrator naszej opowieści przypomina sobie zdarzenia, które miały miejsce gdy miał siedem lat. Z powodu braku pieniędzy, wynajmowali jego pokój. Jeden z najemców kradnie ich samochód i popełnia w nim samobójstwo. A następny lokator będzie jeszcze bardziej kłopotliwy. W tym czasie poznaje trzy niezwykłe kobiety mieszkające niedaleko. Lettie wydaje się być parę lat starsza od niego, jednak słuchając ją ma wrażenie, że przeżyła stulecia, a jej babcia twierdzi, że była przy Wielkim Wybuchu. To wśród nich będzie się czuł bezpiecznie i tam również będzie miał najwięcej do stracenia.

Postacie są wykreowane na krawędzi rzeczywistości i fantastyki. Czytając odnosi się wrażenie, tak owe kobiety mogły naprawdę tam mieszkać. A zjawy i potwory mogły się przekroczyć barierę, i żyć między ludźmi. Opisy niezwykle barwne, realistyczne mimo zupełnie odrealnionych postaci. Tak Neil potrafi stworzyć intrygujący świat, w którym człowiek zawsze chce się zatracać. Świat, w którym możemy stawiać czoła naszym największym lękom i zawsze ktoś będzie nam wówczas towarzyszył.

stycznia 13, 2018

"Listy do utraconej" Brigid Kemmerer

"Listy do utraconej" Brigid Kemmerer

Listy, takie odręcznie napisane, wysłane lub przekazane są dla nas ważniejsze niż maile, czy smsy. W świecie internetu, szybkich lunchów, rozmów telefonicznych, zapominamy o drugim człowieku. A wystarczy chwila, aby zobaczyć, poczuć, zrozumieć. W "listach do utraconej" poznajemy młodych ludzi, którzy radzą sobie ze stratą bliskich. A najsmutniejsze jest to, że większość dorosłych nie chce widzieć ich problemu, bądź postanawia pomóc na swój sposób, nie zastanawiając się czy dobrze robi.

Juliet Young traci matkę, osobę którą podziwiała. Kobieta była świetnym fotografem, wyruszała na linię frontu i wracała z niezwykłymi zdjęciami. Juliet zawsze chciała być jak matka. Jednak po jej śmierci, czuje osamotnienie i porzuca fotografowanie. Uważa, że powrót do zdjęć byłaby zdradą matki. Nadal bardzo często odwiedza grób matki, zostawia jej listy, bo taki miały zwyczaj. Zawsze pisały do siebie i dziewczyna ciągle pisze o sobie, życiu, problemach, chociaż nie spodziewa się odpowiedzi.

Aż do momentu, gdy list dostaje się w ręce Declana Murphy. Chłopak sprząta i kosi na cmentarzu w ramach kary. Nie jest to zajęcie, które lubi, ale lepsze niż poprawczak. Po śmierci młodszej siostry i ponownym ślubie matki, nie potrafi się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Czuje się niechciany, zepchnięty na boczny tor. W szkole jest uważany za "złego chłopaka" i często na starcie odczuwa bezsilność i porażkę. I nawet nie podejrzewa, że odpisanie na list znaleziony na grobie zmieni jego życie. 

Juliet i Declan wzajemnie dodają sobie otuchy. Ich korespondencja pozwala im dojrzeć światełko w tunelu i powoli wychodzić z żałoby. Każde z nich ma inne problemy, z którymi musi sobie poradzić. Jednak co się stanie, gdy odkryją z kim tak naprawdę pisali? Czy w ogóle będą chcieli to wiedzieć? W końcu łatwiej jest wyżalić się nieznajomemu.

Przyznam, że wachlarz problemów jakimi autorka obdzieliła bohaterów książki mógłby przytłoczyć niejednego. Z drugiej strony ukrywanie uczuć i emocji, powoduje izolację, z której trudno później się wydostać (o tym miał się przekonać Declan). Kłopoty z komunikacją, bywają bardzo niebezpieczne i odsuwają od siebie najbliższych, nawet gdy naprawdę chcą nam pomóc. I dodajcie do tego jeszcze okres dojrzewania, i macie smutną historię, ale zarazem niezwykle piękną. 

stycznia 06, 2018

Wojna dotyczy wszystkich

Wojna dotyczy wszystkich
Barbara Gawryluk
il. Maciej Szymanowicz
Teraz tu jest nasz dom



Czas wojny jest trudny dla dorosłego człowieka, często wówczas troszcząc się o bieżące sprawy, zapomina, iż dzieci odczuwają wszystko równie mocno. Same sobie tłumacząc zasłyszane słowa, zdania, strzępki informacji. Wojny znamy z lekcji historii, ale wystarczy włączyć wiadomości i znajdziemy informacje o konfliktach zbrojnych. Wojna to nadal rzeczywistość wielu ludzi.

"Teraz tu jest nasz dom" przedstawia historię ukraińskiej rodziny z Doniecka, która znalazła schronienie w Polsce. Narratorem jest najstarsze dziecko, Romuś uczący się w trzeciej klasie. Poznajemy jego rodzeństwo Mikołaja i Natalkę, rodziców, dziadków i wujostwo. Z dnia na dzień dom rodzinny przestaje być bezpiecznym miejscem i zostaje podjęta decyzja o ucieczce do Polski. Wyjazd jest tym trudniejszy, iż dziadkowie odmawiają wyjazdu i wyjeżdżają w piątkę. Spakowani w pięć plecaków wyruszają w nieznane. Docierają do ośrodka i przystosowują się do nowych warunków. Uczą się polskiego i martwią o swoją przyszłość. Żyją nadzieją, ciągle śledząc informacje napływające z Ukrainy.

Opisując historię rodziny Romusia autorka przedstawia problemy z jakimi borykają się uchodźcy, którzy ratując się, muszą zostawić wszystko i zaczynać od nowa. Książka może posłużyć jako pomoc w tłumaczeniu dziecku tego trudnego tematu. Dodatkowym atutem książki są niezwykłe, klimatyczne ilustracje.




stycznia 01, 2018

Czym pachnie twój dom?

Czym pachnie twój dom?
Bonnie-Sue Hitchcock
Zapach domów innych ludzi


Rozpocznę od okładki, jest cudowna. Ilekroć na nią patrzę to się rozczulam. W tym roku u mnie śnieg chyba tylko na zdjęciach i okładkach książek. Lekturę na ogół rozpoczynam od ostatnich stron, tutaj był krótki wywiad z autorką. Wspominała, że początkowo miał to być zbiór opowiadań o różnych osobach. Cieszę się, że połączyli to w jedną powieść. Ostrzegam, zdradzam zakończenie, choć tak naprawdę niezupełnie ;)


Głównymi postaciami są Ruth, Dora, Hank i Alyce, jednakże mała miejscowość Fairbanks, z którą są związani, powoduje splecenie ich historii. Życie w małych społecznościach posiada zalety i wady, nikt nie będzie temu przeczył. A gdy dodamy do tego lokalizację - Alaska, gdzie zależność od najbliższego sąsiedztwa bywa istotniejsza niż w naszych zaludnionych terenach, nie sposób wyjść z założenia, iż drogi naszych bohaterów złączą się i to nie raz. Daje również możliwość przemycenia innych iście ciekawych postaci.

Ruth chce być kimś, chce być kochana, chce by było tak jak kiedyś. Tak jak było gdy jeszcze żył jej ojciec, a rodzice byli w sobie tak mocno zakochani, iż cały świat stawał się piękny dla małej Ruth. Jednak w wieku nastu lat zachodzi w ciążę i babcia wysyła ją do klasztoru, nic nie mówiąc. Tam dziewczyna dowiaduje się o swojej rodzinie rzeczy, o których się nie mówiło w domu babci. Czy informacje pomogą Ruth zrozumieć swoją sytuację i postępowanie babci?

Równie trudno jest Dorze, chociaż ona posiada rodziców, to wolałaby żeby było inaczej. Człowiek się zastanawia, co trzeba uczynić dziecku, by chciało nie chciało mieć rodziców... Dziewczyna próbuje ułożyć sobie życie mieszkając z rodziną jej przyjaciółki. Gdzie czuje miłość, widzi jak powinny wyglądać relacje rodzic-dziecko. W końcu dociera do momentu, gdy sama przed sobą musi przyznać czego naprawdę chce od życia, bo tak naprawdę wtedy może ruszyć do przodu.

Odpowiedzialność jaka spadła na barki Hanka, przerosłaby niejednego dorosłego. Opiekując się młodszymi braćmi, stara się im zapewnić lepszą przyszłość. A przynajmniej przetrwać do swojej osiemnastki, by móc legalnie zająć się rodzeństwem. Los postanowi go jednak jeszcze okrutniej sprawdzić i nawet optymizm najmłodszego z braci może nie pomóc. Na szczęście chłopcy po drodze znajdą kilku dobrych ludzi, którzy zechcą ich wesprzeć.

Alyce tańczy, pięknie tańczy. Balet jest dla niej ważny, a nawet najważniejszy w życiu. Po rozwodzie rodziców stara się jednak nie zawieść rodziców. Głównie ojca i chce zrezygnować z ważnego przesłuchania o stypendium, by jak co roku wyjechać z nim na połów. Mimo namów przyjaciółek, poczucie obowiązku i spędzenie czasu z ojcem, skłania dziewczynę do wyjazdu na coroczną wyprawę. Czy Alyce będzie potrafiła zawalczyć o swoje marzenia? Czy wyszuka sobie kolejne wymówki?

Wszyscy młodzi, piękni, zagniewani... Każdy z tych młodych ludzi ma poważny problem, szuka rozwiązania dobrego dla wszystkich. Tylko czy rozwiązanie idealne istnieje? Autorka stworzyła zakończenie, które jest potrzebne nam wszystkim. Zakończenie, bez zakończenia. Dające nadzieję, możliwość dopowiedzenia własnego. Bo pewnie czytając każdy znajdzie swoje odbicie, w którejś z postaci i będzie mieć okazję dopisać własne zakończenie, bądź nowy początek.

W okresie noworocznym często szukamy nowego początku, potrzebujemy nadziei, iż coś się może zmienić. Że my możemy coś zmienić. I chyba z taką myślą zostawia nas ta lektura.

Copyright © 2016 CzerwoneTrampki , Blogger