Corinne Michaels
Consolation t.1
Kiedyś usłyszałam zdanie: "Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz mu o swoich planach." Już pomijając wiarę, można to również dopasować do losu. Ilu z nas miało plan na życie, ułożone od a do z, w dodatku z różnymi wariantami. A potem w jednej chwili wszystko trzeba układać od nowa.
W podobnym położeniu znalazła się Natalie, nasza bohaterka. Była szczęśliwa z mężem komandosem, spodziewała się pierwszego dziecka, wszystko układało się idealnie, a zlecenie było proste i w sumie z nikłym ryzykiem. A jednak. Mężczyzna ginie. Cały dotychczasowy świat runął, nie ma bezpieczeństwa, szczęścia, pełnej rodziny. Jest rozpacz, ból, strata i dziecko w drodze, które lada chwila będzie potrzebowało matki. Matki, która będzie musiała się starać za dwoje.
Mimo tak pełnego planu, Natalie nie potrafi pogodzić się ze śmiercią męża, ciągle odcina się od znajomych i przyjaciół. Dopiero Liam, najlepszy przyjaciel zmarłego, mimo jej oporów pomaga kobiecie wyjść na prostą. Zajmuje się rzeczami, do których Natalie nie ma głowy: samochodem, ogrodem, naprawami, sprawami bieżącymi itd. W pewnym momencie oboje się orientują, że gdzieś po drodze ich przyjaźń zamieniła się w coś więcej. Chociaż żadne z nich tego nie chciało, w końcu znali się od lat i nigdy nie myśleli o sobie w ten sposób.
Co spodobało mi się w tej książce? Że problemy uczuciowe bohaterów były przedstawione z obu perspektyw. W końcu każdy ma inne obawy wchodząc w nowy związek. Każdy ma inne doświadczenia, pewnie i oczekiwania. W dodatku dla obojga zmarły był kimś najważniejszym w życiu. Czy z takim bagażem, będzie im dane cieszyć się rodzącym się uczuciem? Szczerze powiem, przy zakończeniu, aż się zachłysnęłam, na szczęście tylko powietrzem. I czekam na drugą część, bo to zakończenie mnie niezmiernie zaintrygowało.