Przyznaję, że chciałabym widzieć tę książkę u siebie na półce, więc rodzinko ma za tydzień me urodziny (Maszynę Bondy już mam). A tak poza tym, to jest książka, dzięki której polubiłam Mroza (Ernesta i Gerarda i tak uwielbiam, ale to inna para kaloszy).
Gdy pisarz decyduje się popełnić książkę o pisaniu, decyduje się tak naprawdę na zaprezentowanie się czytelnikowi. Tutaj nie ma charakterystycznych bohaterów czy wykreowanego świata. Jest pisarz. Jego poczucie humoru, jego metoda prób i błędów, jego niepewność i wątpliwości. I to jest właśnie powód, dla którego czytam tego typu książki. Nie dla pisarskich porad, chociaż bywają przydatne (niekoniecznie przy dysertacji), ale by lepiej poznać pisarza, by znaleźć człowieka.
A czemu są lepsze niż wywiady? Bo nasz autor nie jest ograniczony pytaniami, nie jest przyszpilony czujnym okiem dziennikarza, ma wolną rękę. Zdradza ile chce i jeszcze więcej między wierszami.
A teraz pierwsza i druga część książki.
Gdy pisarz decyduje się popełnić książkę o pisaniu, decyduje się tak naprawdę na zaprezentowanie się czytelnikowi. Tutaj nie ma charakterystycznych bohaterów czy wykreowanego świata. Jest pisarz. Jego poczucie humoru, jego metoda prób i błędów, jego niepewność i wątpliwości. I to jest właśnie powód, dla którego czytam tego typu książki. Nie dla pisarskich porad, chociaż bywają przydatne (niekoniecznie przy dysertacji), ale by lepiej poznać pisarza, by znaleźć człowieka.
A czemu są lepsze niż wywiady? Bo nasz autor nie jest ograniczony pytaniami, nie jest przyszpilony czujnym okiem dziennikarza, ma wolną rękę. Zdradza ile chce i jeszcze więcej między wierszami.
A teraz pierwsza i druga część książki.
Pierwsza część, szczerze, jakoś mi przeleciała. Druga... tutaj się dobrze bawiłam. Wszystkie wstawki (niektóre brawurowe), odnośniki do literatury (i nie tylko) i szpile (umiejętnie wbijane, przyznam). Humor i dystans do siebie i pisania jest widoczny praktycznie w każdym zdaniu. Porady dla początkujących pisarzy, też dobre, ale umówmy się i tak każdy wie lepiej (w Polsce to głównie specjaliści są).
Jedną rzecz, dość bolesną wyniosłam z lektury. Muszę się zabrać za pisanie, gdyż praca doktorska sama się nie napisze. A dzisiejsza próba otwarcia przewodu, będzie bolesnym doświadczeniem. Ale co nas nie zabije, to nas wkurzy i (może) zmotywuje. Życzę sobie, choć połowę dyscypliny Remigiusza, wtedy niegroźny będzie deadline.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz