Lucy Maud Montgomery
Wymarzony dom Ani
Czytając Wymarzony dom Ani, zastanawiałam się ile zostało z małej rudowłosej dziewczynki. Momentami wracała, jednak przez większość czasu, była tylko dorosła, zakochana, kochajaca kobieta. Nic w tym dziwnego, każdy musi dorosnąć. Niestety jak mamy w zwyczaju nie lubimy, gdy nasze wzorce dojrzewają, zmieniają się i zaczynają podejmować rozważne decyzje. Pod koniec książki przypomniała mi się sytuacja, gdy tłumaczyłam wielkiemu fanowi Agnieszki Chylińskiej, że ona też ma prawo dojrzeć i założyć rodzinę.
Coś podobnego czułam czytając Anię, nie chciałam dorosłej Ani... Jednak sposób w jaki stawiała czoła trudnością, przypominał mi znów dziewczynkę, którą znałam. Muszę przyznać, iż fragment dotyczący straty dziecka, bardzo mnie poruszyła. A jeszcze bardziej słowa Ani, przy narodzinach drugiego dziecka, dojrzałość słów, że Jim nie zastąpi utraconego maleństwa, ale jest jej największym szczęściem. Potem przyszło się jej zmierzyć ze śmiercią kapitan i niespodziewanym ślubem panny Kornelii, a następnie cieszyć się szczęściem jej nowej przyjaciółki Ewy, która zna Józefa. W końcu zaakceptowałam dorosłą Anię...
Rzeczywistość przedstawiona przez autorkę jest przepiękna, w krótkich opisach, potrafi zawrzeć wszystko co jest potrzebne, aby uruchomić wyobraźnię czytelnika. Lubię wracać do przygód Ani, przez jej wieczny optymizm, chociaż w tej części naprawdę miał prawo odrobinę się zagubić. Po wielu latach i wielu książkach nie sposób zapomnieć rudowłosej dziewczynki, która przyjechałam z Mateuszem na Zielone Wzgórze i zdobyła serca wszystkich. Wracam z sentymentem do tej pozycji, pewnie jak wielu z was.
Ale sentymentalnie się zrobiło! Aż sama mam ochotę znów sięgnąć po tę fascynującą lekturę.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Anię i jej przygody. Mam wszystkie części. Miło wspominam tą lekturę :)
OdpowiedzUsuń